Paterson #2 – Do Anny
ten czwartek
swym mrozem mnie rozpala
nie wiem już
jak się schronić w twych gorących oczach
jak dwa węgle
pod marchewką bałwana
igrają ze mną
raz to błyskiem
raz lodową pustką
wiem dostanę bana
albo coś lepszego
mocniej świszczącego
z arsenału
pod swetrem
w kolorze midnight schowanego
ten poranek jakoś
dziś się nie klei
kto wie może nie wyprasowałaś pościeli
może but
bawił się podczas marszu z błotem
taka krotochwila skórzana
skrycie ukarana
po
tem
ostrą ściereczką
schowana w łazience
szorowałaś
polerowałaś
aż but starcił ochotę
na wybryki
takie to dziś
o Annie niecne limeryki
choc mają więcej niż pięć wersów
i nie ma rymów aabba
to muszę dodać
że pomimo wszystko dziarska z Ciebie baba