Notes cz.12

Jak co tydzień siedzieliśmy z Violą w studio. Lista 20 i 1. Wokół pełno ryb. Tak nazywaliśmy ekipę słuchaczy, którzy pojawiali się w radio, i pływali niemo za naszą szybą. Przynosili łakocie, a dupa rosła, oczywiście tylko mnie. Odbierali telefony, podawali listy, pilnowali naszego kanału IRC #Manahattan, żeby ktoś go znowu nie przejął. Taki wewnętrzny fejsbuk.

Jak co tydzień łączyliśmy się, żeby posłuchać, co słychać na listach innych stacji, podobno zaprzyjaźnionych. Właściciele się znali, to sobie wymyślili kooperację przez telefon, a my ją realizowaliśmy. Czasem z frajdą, jak z radiem Alex w Zakopanem, czasem z nudą na twarzy. Trzeba było wpuścić w eter wyliczankę napompowanego prezentera, który tryskał „emocjami” podbitymi własnym ego. Siedzieliśmy z Violą i patrząc na siebie, na pozaantenium, niechcący komentowaliśmy.

– Bisiek on się tak zapowietrzył w okolicach przepony, że zaraz się uniesie. – zaśmiewała się Viola.
– Spokojnie – odpowiadałem, sprawdzając czy nasze mikrofony są wyłączone – trzyma się słuchawki

Tu informacja, dla młodszej części czytelników, w tamtych czasach słuchawka była przytwierdzona do telefonu spiralnym kablem. Do dziś kiedy słucham niektórych stacji, widzę przed oczami obrazek: prezenter mówi, wisząc za oknem studia i trzyma się kurczowo kabla swojego mikrofonu.

Pewnego wieczoru dzwonimy do kolejnej naszej ulubionej stacji.

– Cześć – odzywa się miły głos w słuchawce.
– Za dwie minuty wchodzimy – rzucam lekko zmęczonym głosem, spodziewając się usłyszeć za chwilę mistrza ceremonii.
– Dziś nie da rady – odpowiada nie wymuszonym basem Pan Grzeczny. – Nie ma Stefana.
– No co ty! – krzyczy Viola.
– Robiłem dziś za niego zastępstwo, ale nie dam rady.
– Weź nie pier …. – krzyczę spokojnie, spoglądając na uciekające sekundy utworu, który właśnie gra na antenie. – Mamy dwie minuty! Zestawienie masz?
– Mam – słyszę, niepewny tym razem, ale nadal grzeczny głos w słuchawce.
– To jak poprowadziłeś listę, to dasz radę przeczytać te kilka miejsc. Przygotuj się i za chwilę odezwę się na antenie. – ucinam dyskusję.

Wyłączam linię telefonu, tak że w studio możemy mówić swobodnie.

– Jaki nieogar – rzuca Viola
– Trochę …damy radę – odpowiadam – trzeba go odrobinę oswoić na antenie.

Kończy się kawałek.

– To było miejsce piętnaste – mówię do mikrofonu.
– Tak olbrzymi skok aż o pięć miejsc – dorzuca, z wdziękiem Viola
– A my łączymy się z kolejnym radiem, aby poznać ich zestawienie najlepszych kawałków…

Tu zdaję sobie sprawę, że nawet nie spytaliśmy, jak ma na imię Pan Grzeczny.

– Z nami po drugiej stronie słuchawki jest …
– Jarek …

Uff. Oddycham z ulgą. Viola klaszcze niemo w geście uznania. Uśmiechamy się do siebie. Teraz tylko przetrwać te kilka minut koguciego ryku prezentera. Ale co to? Pan Grzeczny z wdziękiem, jakby wyzbyty z tremy, z wdziękiem, niewymuszonym głosem, prezentuję swoją listę. Prezentowane miejsca ubarwia, krótkimi anegdotkami, bez ciśnienia, na luzie. Sekundy płyną leniwie i mam wrażenie, że z moją partnerką się zasłuchujemy.

– I to by było na tyle – kończy Jarek. – A co u was?

Pytanie rzucone w eter, zatyka nas lekko zasłuchanych. Ryby jakby się ożywiły. Trzymają kciuki w górę. Mówię wam Mark Zuckerberg musiał mieć u nas zainstalowane kamery :).

– Ehhh – bardziej wzdycham, niż mówię.
– U nas? – pierwsza budzi się Viola – Jest pięknie. Dziękujemy i do usłyszenia
– To tyle od naszych przyjaciół z Wałbrzycha, a na miejscu 14… – Wracam na swoje miejsce.

Znikamy z anteny.

– Ty on jest zajebisty – ekscytuje się Viola. – Mam ciary normalnie.
– Spokojnie, wyluzuj.

Przełączam przyciski na konsolecie, aby znów słyszeć telefon, poza anteną.

– Jesteś?
– Jestem …
– Wiesz co … Jarek … tak
– No tak.
– Jeśli miałbyś ochotę na zmianę miejsca mówienia, to właśnie szukamy kogoś…

Ryby, jak to ryby niemo klaszczą. Violka nieco głośniej.

– Wiesz … no sam nie wiem … – odpowiada bardziej wyluzowany Jarek. – Zastanowię się … ok.
– Spoko – mówię – Tylko nie za długo.
– Za tydzień też chyba do mnie zadzwonicie – mówi.
– Zajebiście! – krzyczy Viola.

Kilka tygodni później przed moim biurkiem wyrósł długowłosy, blond Indianin, w zmiętym prochowcu, z workiem na plecach.

– No to przyszedłem – nieśmiało zaczął.
– Czyli? – wywaliłem oczy, ze zdziwienia, jak potrafiłem najszerzej, a potrafię :).
– No to ja … Jarek Wendrowski … mówiłeś przez telefon żebym przyszedł.
– I przyszedłeś?
– No … 🙂

I tak sobie z Jarkiem chodzimy od 17 lat.

Radio to magia głosów, ale … głosów z sercem, głębią, taką ot… Wendro Tonight We Salute You 🙂