Sex Pistols – to już 35 lat!!! Wspomnienie

Nie jestem biegły w prowadzeniu kalendarza, a tym bardziej w śledzeniu rocznic. Powiedzmy szczerze większość objawień historycznych w Poduszkowcu zawdzięczam Pani Kustosz :). Nie sposób jednak przejść obojętnie wobec wrzeszczących nagłówków. Sex Pistols !!!! 35 lat od wydania Nevermind The Bollocks!!!… i tak dalej … Kto by pomyślał to już 35 lat ??? !!!

Nie mogę powiedzieć – to niemożliwe… to było jak wczoraj. Kiedy powstawał ten krążek byłem sześcioletnim siusiu majtkiem. W tamtych czasach moja świadomość muzyczna była raczej ograniczona do tego co pojawiało się gdzieś w tle. Punkową rewolucję przeżyłem ze stoickim spokojem, odrabiając prace domowe, biegając z kumplami w okolicach trzepaka i drabinek. Wprawdzie spodnie miałem wzorcowo podarte, ale z zupełnie innego powodu, a na agrafkach nosiło się, ale barwy klubu piłkarskiego.

Podstawówka osiedlowa przełomu lat 70-tych i 80-tych nie była skrzyżowaniem przenikających się trendów muzycznych i popkulturowych. Ot po prostu ktoś podrzucił Modern Talking, to się słuchało i tańczyło na szkolnych potańcówkach. Kumpel dostał od brata Iron Maiden, to wszyscy na zeszytach rysowaliśmy stylizowane logo grupy. W radio poleciał album Savage, to się nuciło Only You. Mama przyniosła składankę Hell Comes To Your House. Właśnie rzucili ją w pobliskim sklepie, to kupiła ten młodzieżowy rarytas. Nie wiedziałem kim był ten Metallica, ale grał na tyle głośno, żeby usłyszeć zza ściany – przyyyyciiisz toooo wyyycieeee!!!

Świadome konsumowanie muzyki zaczęło się za sprawą magnetofonu szpulowego mojego Taty (ZK 140T) i radia Meridian, na którym łapałem pierwsze radiowe fale. Do mojej głowy wpadali The Beatles, Herman’s Hermits, The Rubettes, The Sweet ,T.Rex, The Animals i inni. To właśnie przez radio przypłynęło pierwsze U2, The Police, Queen czy Dire Straits…

Przełomem były chyba letnie kolonie, gdzieś w 1986 albo 1987. W pokoju było nas sześciu, w tym Wojtas. Od razu wyróżniał się sposobem bycia, ubiorem. No był inny :). Za każdym razem kiedy słuchaliśmy muzyki starał się wrzucić jakiś Napalm Death czy Wehrmacht. Nie spotykało się to ze zrozumieniem reszty ekipy. Za szybko, za głośno i za nerwowo i o niczym (kto z nas znał język lengłidż). Pewnego dnia Wojtas poszedł na kompromis, w naszym Kasprzakuzagrała kaseta Dezertera. I tak już zostało… Anarchia, Polska złota młodzież, Musisz być kimś wypełniły nam wakacyjne dni. Zostałem zarażony niepokornymi dźwiękami i w tym stanie zawitałem do liceum. Dzieła zniszczenia dokonał Komar, który umiejętnie sączył, przez kolejne tygodnie Velvet Underground i Jimi’ego Hendrixa…

Nawet nie wiem kto podrzucił ten album. Oczywiście na kasecie, oczywiście przegranej, oczywiście szósty raz. Punkowym dźwiękom nic nie zaszkodziło… na szczęście. To było niesamowite. Paradoksalnie Dezerter przygotował dobry grunt pod słuchanie praojców. God Save The Queen, Pretty Vacant czy Anarchy In The UK to było coś. Początek z marszowym uderzeniem stopy w Holiday In The Sun zrujnował system. Stałem na środku pokoju, w nocy, z słuchawkami na uszach (Tata wlutował długi kabel, żebym nie musiał zdejmować) i niemo krzyczałem…

No dobra zakładamy zespół. Nie ma wyjścia, trzeba grać. Komar – rewelacyjny perkusista, porównywalny emocjonalnym podejściem do bębnów jedynie z Kubą Wojewódzkim. Bartek – młodziak, z niesamowitym atutem, jakim było posiadanie własnej gitary basowej. Przemek – „niestety” wybitnej klasy gitarzysta klasyczny, któremu łamaliśmy kręgosłup na każdej próbie, swoim podejściem do zasad i nut. Ja … wokalista przy którym Johny Rotten, osiągał nieosiągalne rejestry :).

Co gramy … jak co… covery. Na nich się wyrobimy, a potem podbijemy świat. Pistolsi też tak zaczynali. Na szczęście Bluesman posiadał, jak on to zrobił, ksero chwytów i tekstów kilku wybitnych kawałków. Wild Thing, White Riot i … Anarchy In The UK oraz God Save The Queen. Graliśmy tak dobrze (głośno), że kurz w licealnej piwnicy docierał do parteru. Oczywiście biorąc pod uwagę, że zestaw Komara był połączeniem Cepelii i resztek dancingowych, to był wyczyn.

Kilka prób i jesteśmy gotowi. Ej… nie mamy nazwy. Fakt, w końcu Sex Pistols zajęte… hmmm Sex Revolvers??? Dooobreeeeeee! Kilka dni później kumpel informuje nas, że brat koleżanki jego dziewczyny ma band pod tą samą nazwą i ponieważ byli pierwsi, żądają zmiany naszej nazwy. Jak zmienić nazwę??? Wszyscy nasi znajomi już wiedzą. Trudno … nie mamy wyjścia … no tak byli pierwsi… hmm… Sex Guns? … zajebiste!!! To jakby połączyć Pistolsów z Gunsami.

Jesteśmy gotowi. Chyba zawsze byliśmy! Wojtas – ten z wakacji – jest figurą w HCLD, zagramy jako support przed… i tu kurde nie pamiętam, przed jak ważnym zespołem … . Koncert będzie w naszym liceum. Nie pamiętam jak to załatwiliśmy, ale udało się. Wiatr przemian wiał za oknami, to i dyrekcja płynęła z nurtem.

To było prawie jak rozdanie Oscarów, Grammy i wszystkie inne awards razem wzięte.

Umawiamy się u Siwego. Jest dobrym duchem zespołu i mieszka najbliżej liceum. Wychodząc z klatki widzimy, jak w kierunku naszej szkoły zmierzają grupki ludzi. Nie wyglądają jak mieszkańcy naszego osiedla. Będzie dobrze, są też nasi znajomi, czyli nasza własna publiczność.

Pod szkoła kłębi się tłum ludzi. Drzwi zamknięte. Co jest !? Dozorca stoi za szklaną szybą i nie zamierza wpuścić nikogo do środka. Kto jest z tej szkoły – pada pytanie – no oczywiście ja. Aaaa … wy gracie przed nami – odzywa się ktoś z organizatorów – … hmm …dobra spytaj ciecia o co chodzi. Podchodzę i pytam.

Okazuje się, że Pani Dyrektor zmieniła zdanie i koncert „nowofalowej” muzyki się nie odbędzie, ponieważ zagraża porządkowi publicznemu. Jakiemu porządkowi? Przecież jesteśmy grzeczni. Co z krzewieniem kultury !? Ktoś rzuca kamieniem w szybę, trochę krzyczymy … i rozchodzimy się do domów, zanim przyjadą , wezwani przez Panią Dyrektor, milicjanci…

Jakiś czas później dostaję od rodziców pierwszy odtwarzacz CD. Mam kasę na jedną płytę (spróbujcie dziś uzbierać 135 000 złotych na jeden krążek). Tata dorzuca jeszcze na dwie. Kupuję Pixies Doolittle (hity na czasie), Marillion – Script For A Jester’s Tear (klasyka piękna) i … Never Mind The Bollocks Here’s The Sex Pistols (klasyka klasycznego, melodyjnego gniewu).

malcolm-i-ja

Kto by pomyślał, że kilka lat później spotkam Malcolma McLarena. W Łodzi, w moim radio. Spędziłem z nim kilka chwil. Był na fali sukcesu swojej płyty Paris i hitu Paris Paris, zamruczanego z Catherine Deneuve. Oczywiście podsunąłem mu płyty Sex Pistols. Podpisując powiedział – wiesz że John już tego nie podpisze. Odpowiedziałem, że wiem, ale nie wiem czy spotkam Johna. Malcolm uśmiechnął się. W głębi ducha pomyślałem… przekonam go, przecież razem stworzyliście coś tak przepięknie brzydkiego…