Sztorm w mojej głowie, sztorm – LIPALI
Dzisiejszą pogawędkę rozpocznę wyświechtanym stwierdzeniem, że muzyka jest najlepszym narkotykiem świata. Najwspanialszym momentem w życiu człowieka, uzależnionego od muzyki, jest możliwość usłyszenia różnych kawałków przedpremierowo. Szczytem ekstazy jest posłuchanie wersji wczesnych. No taka praca co robić, wieczna ekstaza …. 🙂
Jakiś czas temu powstała nowa, świecka tradycja (co jest tematem na zupełnie inną opowiastkę). Szymon (na co dzień pan producent muzyczny) podsyła mi gorące zgrania kawałków powstających w jego studio. Tak było i tym razem. W kotle studia nagraniowego gotowały się nowe utwory Lipali, a ja miałem szansę popróbować, zanim danie wjedzie na sklepowe półki.
Na pierwszy ogień Najgroźniejsze zwierze świata. Rewelacyjny, pulsujący rytm i te trąbki. Prosty, krótki, pozytywny przekaz. Jesteśmy skrzydłami niosącymi świat … a jak! Niosło się po redakcyjnym pokoju.
Dalej Popioły. Wychodzimy od bujania w niemenowym rytmie, aby zderzyć się z emocjonalną opowieścią o uczuciach, w której każdy może odnaleźć cząstkę swoich przeżyć. Jak tu mieć serce zimne przy takim refrenie. Na szczęście w wersji radiowej Szymon zadbał od dodatkowe kółeczko do zaśpiewania.
Mija kilka dni i z całą siłą, spokój redakcyjnego pokoju przeszył riff Pamiątek z masakry (biedny Arek, vice Archanioł zza biurka). Akurat za oknami powrót mamy Madzi i inne pierdy wylewające się z kolorowych gadzinówek. Wszystko się zgadza, można by powiedzieć – hity na czasie.
Wreszcie nadlatuje cały materiał. Po zatoczeniu pierwszego kółka wracam do Czy chcesz czy nie… . Lou Reed’owy nastrój, jakby wyrwany z New York. Genialna linia basu i Lipa, który wreszcie na tej płycie odsłania piękno swojego głosu, po prostu śpiewając. Opowieść, która w miarę wchodzenia w górę, na osi czasu, staje się jak najbardziej oczywista. Piękno pogodzenia się z nieuniknionym, ze spokojem w oczach i uszach.
Trudy – najpierw gitarowy pochodzik i … piękna piosenka o miłości. O miłości, nie z amerykańskich komedii romantycznych, ale z codzienności. Spotkań w kuchni, spojrzeń porannych, przeżywania szarych chwil i odnajdywaniu w nich ulotnego szczęścia. Czasem trzeba pościelić łóżko i zrobić obiadek, nie koniecznie z koszami róż w tle.
Dalej już rewelacyjny, energetyczny Sztorm, Idol młot i Oburzeni … i … cudowny Wodzu prowadź. Zawsze znajdzie się mały skurwiel, który wycierając sobie twarz Polską, naginając patriotyczne hasła, zawłaszczając historię, będzie ciągnął do żłoba. Nie zawsze, jak obecnie, będzie niski.
3850 piękny i mądry krążek jednego z moich ukochanych zespołów. Brawo dla Lipy za mocne teksty, za piękny śpiew i oczywiście piękny krzyk :). Za zgrabne szlagworty schwytane w ściany gitar, umięśnione Qlosowym basem i zrytmizowane bębnami Łukasza. Za kolejne emocje, które trwają kolejny rok.